czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział drugi

- Jak było na rozmowach wstępnych? – spytałam pijąc swoją kawę.
- Czy ja wiem.. Mam nadzieję, że dobrze. Ojciec by mi nie wybaczył, gdybym się tam nie dostał.
- A gdzie właściwie byłeś? – wpatrywałam się w niego uważnie.
- W Yale. – powiedział jakby w ogóle nie interesowało go gdzie się wybierze.
- No to gratuluję.
- Czego? Że rodzice ustawili mi całe życie?
- Nie. Tego, że byłeś na rozmowie wstępnej w Yale. Mnie z tymi stopniami w życiu by tam nie przyjęli. Ciekawe czy w ogóle się gdzieś dostanę..
- Mądra jesteś, poradzisz sobie. – uśmiechnął się lekko.
- Z tymi stopniami?
- Jeszcze nadrobisz.
Uśmiechnęłam się. Liam jest cudowny. Wybaczył mi nawet to, że nie dawałam znaku życia przez 4 miesiące. Chociaż długo musiałam go prosić, żeby znalazł dla mnie trochę czasu.
Spojrzałam na zegar. Było już w pół do dziewiątej.
- Wybacz, ale muszę już iść. Moja mama wraca dzisiaj z Nowego Yorku. Miałyśmy się spotkać..
- Ok, rozumiem.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się, wzięłam wszystkie swoje rzeczy i pośpiesznym krokiem wyszłam z kawiarni. Udało mi się złapać jakąś taksówkę i pojechałam do jednego z hoteli, w którym była moja mama.
W recepcji spytałam się gdzie dokładnie się teraz znajduje, portier powiedział, że w restauracji. Szybko tam poszłam, a kierownik sali wskazał przy którym stoliku. Byłam już coraz bliżej, aż nagle mnie zamurowało. Moja mama była z mamą Louisa i Louisem. On, gdy mnie zobaczył, zareagował tak samo.
- Oh, Jenny. Miło cię widzieć. Siadaj. – powiedziała pani Tomlinson.
Przywitałam się z mamą, po czym usiadłam przy niej i Louisie.
- Więc jak było na Florydzie? Jak się trzyma Eric? – zapytała moja mama.
- Bardzo dobrze. Znalazł sobie całkiem dobrą prace. – w tym momencie podszedł kelner i przed każdym postawił talerz z jedzeniem.
- Chyba nie jesteś zła, że zamówiłam za ciebie? Byliśmy głodni, a ty nie przychodziłaś..
- Nic nie szkodzi. – uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam jeść sałatkę.
- Więc Eric znalazł prace?
- Tak, pracuje w barze jako barman.
- Barman? Twojego brata zawsze było stać na coś więcej..
- Robi co lubi.
- Gdyby tylko zgodził się na prace w firmie waszego ojca to-
- Mamo, dosyć. On nie chciał iść na studia i pracować u ojca. Chce być samodzielny.
- To podobnie tak jak Louis. – wtrąciła się pani Tomlinson. – Ciągle mówi, że nie pójdzie na żadne studia. Może ty Jennifer go jakoś przekonasz? – spojrzałam na niego, ale on unikał mojego wzroku.
- Nie wiem czy przekonałabym go jakoś. Poza tym sama jeszcze nie jestem pewna na jakie i czy w ogóle chce studiować. – wymusiłam uśmiech i jeszcze raz spojrzałam na Louisa.
- Oh. Powinnaś pójść. Zawsze to jakoś pomaga w przyszłości.
- Dokładanie to samo mówię. – powiedziała moja mama.
- Czemu się do mnie nie odzywasz? – szepnęłam do Louisa.
- Mam ci za złe, że wyjechałaś.
- Ja mam ci za złe, że cała wina spadła na mnie, a mimo to się odzywam.
- Nie wiem jak to się stało, że to co się stało tamtej nocy wyszło na jaw, ale to nie moja wina, że wszyscy uwzięli się na ciebie.
- A ty nie zrobiłeś nic, żeby wyprowadzić ich z błędu.
- I tak by mnie nie posłuchali, poza tym chciałem, żeby ta sprawa jak najszybciej ucichła. Byłem wtedy z Phoebe. Przecież się przyjaźniłyście..
- No właśnie. Przyjaźniłyśmy się. – zaakcentowałam dwie ostatnie sylaby. - A ona gdy się o tym dowiedziała zerwała z tobą i stwierdziła, że nie chce mnie znać.
- Nie jestem winny rozpadu twojej przyjaźni.
- Nie jesteś też winny tego co zrobiła, żeby się zemścić..
- Nie chciałem, żeby tak się stało.
- Wiem o tym. – zwróciłam się do naszych matek i powiedziałam już głośno. – Wybaczcie, ale muszę już iść. – ucałowałam moją mamę w policzek, pożegnałam się z panią Tomlinson, a Louisowi rzuciłam tylko chłodne spojrzenie i wyszłam.
Zaczęło padać. Po prostu kocham Seattle. Wyjęłam z torebki parasolkę i szłam jedną z ulic. Nie potrzebnie spotkałam dziś Louisa. Nie chcę myśleć o tamtej nocy. Byliśmy upici, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Tak bardzo chciałabym, żeby to się nigdy nie stało. Straciłam wtedy najlepszą przyjaciółkę, która następnego dnia wykrzyczała mi w twarz, że nie chce mnie znać.
- No proszę, proszę. Kogo tu mamy. – powiedział chłopak powoli spuszczają szybę w dół.
- Nie mam nastroju Harry. – powiedziałam już rozdrażniona.
- I jak tam się udała kolacja z mamą? .. I Louisem? – spytał jakby bawiła go ta cała sytuacja.
- A ty skąd wiesz, że on też tam był?
- Mówił, że matka zaciągnęła go na kolacje z twoją. A że wróciłaś byłem pewny, że ty też będziesz. I co? Wyjaśniliście sobie to i owo? – spytał z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.
- To chyba nie twoja sprawa..
- Uwierz mi, że moja. A może cię podwieźć?
- Nie, dziękuję. Wolę się przejść w deszczu niż jechać z tobą. – popatrzyłam na niego z odrazą i poszłam dalej. Niestety samochód cały czas za mną.
- A szkoda, bo wiesz.. Jechałem akurat do Phoebe. Nie chciałabyś z nią pogadać? Moglibyśmy powspominać stare, dobre czasy.
- Proszę cię Harry, skończ! Czego chcesz, żebyś wreszcie dał mi święty spokój?! – zatrzymałam się i popatrzyłam na niego.
- Ty wiesz czego bym chciał. – uśmiechnął się wrednie.
- Zapomnij. Od tego masz swoje głupie modeleczki. – powiedziałam z obrzydzeniem.
- Nie to nie. Więc do zobaczenia jutro w szkole. – szyba poszła w górę, a samochód odjechał.
~*~
Wszystkie lekcje zdecydowanie za długo się dziś ciągnęły.
Na historii sztuki Niall napisał ‘Powiedz czemu wróciłaś albo sam zacznę szukać. A tego byś nie chciała’. Niech sobie pisze i robi co chce. Nie powiem mu czemu wróciłam, nikomu.
Bo nikt nie może się dowiedzieć.
I tak mam za dużo problemów.
- Panno Waldorf. Może pani wymienić daty powstania dwóch najważniejszych, pani zdaniem, obrazów epoki renesansu. – nasz profesor zatrzymał się przed moją ławką.
Patrzyłam na tablicę, próbując przypomnieć sobie przynajmniej jedną. Kiedy Phoebe wymieniła obydwie za jednym razem.
- Ma pani rację, panno Beizin.
Ona uśmiechnęła się i popatrzyła na mnie tym wzrokiem ‘Widzisz, że jestem od ciebie lepsza’. Usiadłam twarzą do tablicy i do końca lekcji nie spojrzałam w jej stronę.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z sali. Zaczekałam przed drzwiami na swoją kochaną ‘przyjaciółkę’.
- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? – zapytałam rozdrażniona. Phoebe odwróciła się w moją stronę.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz. – powiedziała rozbawiona moimi słowami.
- Doskonale wiesz o co chodzi! Czemu wciąż jesteś dla mnie taka?! Nie wystarczyło ci to co zrobiłaś 4 miesiące temu?!
- Po tym co zrobiłaś myślisz, że tak łatwo ci wybaczę. – powiedziała z udawanym spokojem. – Myślisz, że rzucę ci się w ramiona i powiem, że nic się nie stało? Nie mam najmniejszego zamiaru. A poza tym wyobraź sobie, że to dopiero początek. – rzuciła i poszła pod następną klasę, zostawiając mnie na tym korytarzu z zupełnym osłupieniu.
Nie oczekiwałam wybaczenia, ale zrozumienia. Doskonale wie co się stało, bo sama jej o tym wszystkim powiedziałam. Chociaż możne wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby ktoś nie powiedział jej o tym wcześniej. Była zła i niesprawiedliwie osądziła.
Ale nie mam zamiaru błagać jej o wybaczenie. Zrobiłam swoje w tej sprawie - przeprosiłam ją. Teraz jej ruch. Chociaż w sumie to nie wiem, czy będę na niego czekać. Myśli, że będę stać pod ścianą i na wszystko patrzeć się z boku? Niedoczekanie. Ona rzuciła pierwszy strzał, czas na rewanż.



_____
No więc na wstępie chciałabym przeprosić, że tak długo nie pisałam, ale jakoś nie mogłam się zabrać. : \
Szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z tego rozdziału -.- 
jakaś chała o.o
tak czy siak, następny postaram się dodać tu za tydzień może mniej :)
a was w tym czasie zachęcam do komentowania i dodawania do obserwujących :) 
to dla mnie naprawdę wiele znaczy i jest główną motywacją w pisaniu.
xx
+ jeśli masz jakieś pytania, mój twitter @LouisBumIsBig

niedziela, 1 lipca 2012

Rozdział pierwszy

Szczerze mówiąc dziwnie się czuję wracając tutaj. Przed wyjazdem obiecałam sobie, że nigdy więcej tu nie wrócę ..
Zwykła, głupia chwila i nagle nikt nie chce mnie znać. Nie mówię, że nic nie zrobiłam. No jasne, to była moja wina, ale tylko w połowie. Chociaż ludzi to nie interesowało. W sumie dlatego wyjechałam, nie chciałam, żeby ktokolwiek przeze mnie cierpiał i żebym ja cierpiała przez kogoś. Ktoś coś tobie zrobi, ty temu komuś oddasz, on również ci odda. Błędne koło.
Na Florydzie żyło mi się po prostu cudownie. Miałam wielu znajomych, bo przyjaciółmi raczej ich nazwać nie można. Imprezy do rana, spanie do południa, zakupy i znowu imprezy. Jednym słowem, nie musiałam się przejmować niczym ani nikim. Robiłam co chciałam.
Ale jeden telefon sprawił, że spakowałam wszystkie swoje rzeczy i kupiłam bilet na pierwszy samolot do domu.
~*~
Starszy pan szarpnął mnie za ramie.
- Proszę się budzić, jesteśmy już na miejscu. – powiedział po czym odszedł.
Powoli otworzyłam oczy. Było już ciemno. Spojrzałam przez szybę autobusu, która była cała w kroplach deszczu. Znowu pada. No tak, Seattle..
Wzięłam swoją torebkę od Miu Miu, założyłam kaptur na głowę i wyszłam z autobusu po resztę swoich rzeczy. Nie było ich wiele, aż sama się zdziwiłam, że cała moja szafa zmieściła się w trzech walizkach. Zaczęłam rozglądać się dookoła i już po chwili zobaczyłam samochód, który poznałabym wszędzie. Jakimś cudem udało mi się wziąć wszystkie walizki za jednym razem i poszłam w jego kierunku. Otworzyłam bagażnik, włożyłam tam swoje rzeczy, po czym okrążyłam samochód i usiadłam na miejscu pasażera.
- Mogłaś zadzwonić do mnie jak wsiadałaś do samolotu, a nie do autobusu. – powiedział nawet na mnie nie patrząc.
- Wiem i właśnie dlatego dziękuję, że po mnie przyjechałeś.
Nic nie odpowiedział. Wcale się mu nie dziwię, potraktowałam go chamsko. Tylko on nie naskoczył na mnie kiedy to wszystko się stało, a ja nawet nie powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Wtedy nie przejmowałam się co pomyśli, bo miałam tu nigdy więcej nie wracać.
Resztę drogi nikt nic nie powiedział, słychać było tyko deszcz obijający się o szyby.
- Będziesz jutro w szkole?
- Pewnie tak, chociaż szczerze mówiąc nie za bardzo mi  się chcę. – zaśmiałam się próbują rozładować jakoś tą napiętą sytuację, ale twarzy Liama wciąż wyglądała jakby była z kamienia, więc zrezygnowałam.
W tym semestrze byłam w szkole co 4 dni. Na Florydzie mieszkałam razem ze starszym bratem, on albo pracował albo imprezował, więc akurat ze szkołą dałam sobie spokój.
- A co u reszty? Niall i Victoria nadal są razem? – zapytałam patrząc na Payna.
- Jen, od twojego wyjazdu minęły prawie cztery miesiące, więc raczej dużo się zmieniło. A oni już nie są razem, zerwali dwa tygodnie temu. – a po chwili dodał. - Jesteśmy na miejscu.
- Ok, dzięki. – odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. Już nie padało. – Pójdziemy jutro razem do szkoły?
- Nie idę jutro do szkoły. Ojciec zabiera mnie na rozmowę wstępną do jakiejś uczelni. – powiedział trochę rozdrażniony.
Nie zdziwiła mnie jego reakcja. Nigdy nie chciał, żeby to rodzice decydowali za niego co miałby robić. Ale oni zaplanowali mu wszystko kiedy skończył 10 lat.
- Och, no to do zobaczenia w środę. – uśmiechnęłam się lekko, zamknęłam drzwi, wzięłam swoje walizki i poszłam do domu. Przywitałam się z naszą pokojówką i weszłam do swojego pokoju. Bo tej całej podróży nie miałam siły nawet przebrać się w piżamy.
Nie zasnęłam do drugiej, zastanawiałam się jak będzie wyglądać jutrzejszy dzień.

Byłam w szkole 15 minut przed pierwszym dzwonkiem. Wiedziałam, że wszyscy się na mnie gapią i coś gadają. Starałam się tym nie przejmować i nie patrząc na tych ludzi poszłam do swojej szafki. Pakowałam do niej swoje książki, gdy nagle drzwiczki się zatrzasnęły.
- Czego chcesz Harry?
- Popatrzcie kto w końcu nas odwiedził .. – powiedział opierając się o moją szafkę, a na dodatek uśmiechał się bezczelnie.
- I tym razem zostaję. A ty w tym czasie ile lasek przeleciałeś? – zaśmiał się tylko.
- A ile razy ciebie przelecieli? Ty zawsze byłaś łatwa.
- A jednak nadal nie jestem jedną z twoich zdobyczy. – odwróciłam się na pięcie.
Myślałam, że go spoliczkuję, ale tylko zacisnęłam zęby. Jak ja go nienawidziłam, ale jednak musiałam go znosić ze względu na interesy naszych ojców.
Nagle na kogoś wpadłam.
- Uważaj jak chodzisz! – krzyknęła Victoria, a po chwili podniosła głowę. – Jenny? To ty? – patrzyła na mnie jak na kosmitę.
- Tak, to ja. – uśmiechnęłam się lekko, a ona przytuliła mnie mocno.
Z Victorią również znam się od dzieciństwa i jest ode mnie o rok młodsza. W sumie większość z tych ludzi znam od kiedy byłam mała. Wszystko dzięki temu, że nasi rodzice się przyjaźnią i praktycznie pracują razem. Mama moja i rodzice Victorii zajmują się hotelarstwem, tata mój i Harrego mają wspólną firmę. Z tego wszystkiego wyszłoby wielkie drzewko i pewnie długo musiałabym o tym opowiadać. Właśnie dlatego byłam z tymi ludźmi całe życie.
- Nie zmieniłaś się prawie w ogóle, tylko jesteś bardziej opalona. – uśmiechnęła się szeroko.
- No wiesz.. Floryda. – zaśmiałam się. Cieszyłam się, że przynajmniej jedna osoba jest zadowolona z tego, że wróciłam.
- Jej, jak miło widzieć. Tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też. – w tym momencie zauważyłam Zayna. – Wiesz co, ja już muszę iść. Do zobaczenia. – krzyknęłam i poszłam jak najszybciej do innego korytarza, kiedy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek.
- Hej myślałaś, że przede mną uciekniesz? – usłyszałam ten charakterystyczny tylko dla jednej osoby akcent.
- Hej Niall. – mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie przypuszczałem, że cię jeszcze zobaczę.
- Ja nie przypuszczałam, że jeszcze tu wrócę.
- To czemu wróciłaś?
- Nie mogę powiedzieć, w sumie i tak by cię to nie obchodziło.
- Obchodzi mnie to, ale jak nie chcesz powiedzieć to nie nalegam, chociaż powinnaś wiedzieć, że i tak się dowiem. O twoim ostatnim wybryku też dowiedziałem się pierwszy.
- Po pierwsze to nie była tylko moja wina, Louisa również. A mimo i tak wszyscy myślą, że to moja wina. Zostaję tutaj i bądź pewien, że dowiem się kto spieprzył mi reputację.
- Powodzenia. - uśmiechnął się wrednie i podszedł do jakiejś dziewczyny, objął ją i pocałował.
Moją byłą przyjaciółkę, właściwie.
Cieszę się, że on mi już się nie podoba, bo pewnie zabolałby mnie ten widok.
W tym momencie ona również zauważyła mnie. Przez chwilę wydawał się być w szoku, ale za chwilę rzuciła mi jeden z tych swoich wrednych uśmiechów i pocałowała go.
Zapomniała tylko, że wiem o niej wszystko i nie zawaham się tej wiedzy wykorzystać.

_____
No więc postanowiłam założyć następnego bloga :3
Są wakacje, dużo czasu, a ja mam pomysł, który siedzi mi w głowie już jakiś czas..
Więc to nie będzie takie typowe love story typu on poznaje ją, ona się zakochuje, on później też się zakochuje + jakieś tam komplikacje.
Takie szczerze mówiąc mi się już znudziły.
Mam nadzieję, że wam się spodoba i proszę was, piszcie co sądzicie, co powinnam poprawić :) To dla mnie naprawdę dużo znaczy .. 
Do następnego :) xx
+ jeśli macie jakieś pytania to piszcie do mnie na twitterze @LouisBumIsBig